fragment tekstu autorstwa Kingi Kaczmarzyk
Słone krople przykrywają purpurowe policzki.
-Musisz być szybsza – powtarzam resetując program. Linijki kodu w ułamek minuty wypełniają ekran.
Zapory padają szybciej niż pszczoły w Warszawie. 12, 26, 7, 3, 6 sumuję czas walki. 54 sekundy,
wykrzywiam usta jakbym chciała komuś obok udowodnić, że potrafię szybciej.
- Beth!
(...)
Przechodzimy przez, równie pusty jak biuro dowódcy, korytarza. Gołe ściany przykrywają jedynie
nielicznie występujące obrazy. Mimo tak wielkiej pustki ich kolorowe kreski wprowadzają
niesamowity bałagan do tego miejsca.
13:00
Dwupiętrowa przestrzeń dysponuje nowocześniejszą technologią niż ta, której używałam podczas
misji spaceX. Szklane ściany oddzielają każde z dwunastu pomieszczeń. Kładę laptopa na stół
dotykający szklanych okien, za którymi rozciąga się Stolica.
15:00
Tonę w wirtualnych stronach projektu.
Krew – wzrok
Opiera zabandażowaną rękę o pokryty białym puchem kamień niemal proszący o stanie się
częścią bałwana. Każda sekunda przybliża jej ciało do zamarznięcia. Naciąga cięciwę nie
odrywając wzroku od niewinnej istoty. Celuje. Drewniana strzała mknie przecinając ciężkie,
zimowe powietrze. Trafia. Gęsta ciecz sączy się z wątłej szyi martwego zwierzęcia. Bordowe
jezioro na czystym śniegu wygląda jak jedna z plag zesłanych przez Boga. Ciemnieje. Ostatnia
kropla coraz wolniej osuwa się w stronę krwawego zbiornika. Zastyga.
Siedzę pośród metalowych drzew, w ręce produkt morderstwa. Chłonę papierowe
strony niczym kartka ołówek B2. Wystawna filiżanka po brzegi wypełniona ciemnym,
kofeinowym napojem ląduje na betonowej platformie, ale wzrok wciąż zgubiony w
tych osobliwych symbolach. Wonna ciecz sączy się do brudnego strumienia,
osłaniając ostatki soczystej lolium. Czerwona kula topi się w szarej fabryce. Ogniste
promyki palą zmęczone ciało. Oczy pokryte cienką warstwą skóry, jestem mokra,
mimo że nie pada, cieszę się tym wilgotnym powietrzem.